Nie liczę, ile dni trwa już ta epidemia strachu przed korona(ś)wirusem i miałam ochotę pominąć ten temat szerokim łukiem, żeby nie drażnić swoim spojrzeniem tych przewrażliwionych, ale …zmieniłam zdanie.
Z zaciekawieniem obserwuję bowiem zjawisko zwane kwarantanną, czyli przymusowym czasowym odosobnieniem. Wsłuchuję się w optymistyczne głosy osób, którym ten czas przewartościował życie i pomógł dostrzec, że:
- trzeba doceniać to, co się ma
- można się obejść bez galerii, wyprzedaży, a nawet bez fryzjera
- najtrudniej kochać tych, którzy są najbliżej, zwłaszcza 24h na dobę
- najbardziej tęsknimy za przyziemnymi sprawami jak: spacer czy kawa z przyjacielem
- praca zdalna wcale nie jest taka fajna i wygodna
- odosobnienie jest dobrą lekcją cierpliwości, pokory i wiedzy o sobie
- każdy ma zadatki na masterchefa 🙂
Z tego co zauważyłam, w 100% z obecnej sytuacji cieszą się tylko dzieci – bo szkoły zamknięte – i trudno się dziwić 😉
Zdecydowana większość jednak głośno narzeka na przymusowe siedzenie w domu. Marudzą pewnie wszyscy – młodzi, starzy, biedni, bogaci, szybcy i wściekli, osoby żyjące w wolnych związkach, szybkich związkach… 😛 Trudno przecież wytrzymać tyle czasu w jednym miejscu i do tego jeszcze z tymi samymi osobami non stop! W dużym stopniu to rozumiem – są w życiu skomplikowane sytuacje, trudne charaktery, brak możliwości przystosowania do zamknięcia, ale zwróć uwagę, że jak spada cegła na głowę to też nigdy nie pyta, czy teraz jest akurat dobry moment. Nie chcę ironizować za bardzo, jednak chciałabym się tutaj pochwalić, że ja prowadziłam kwarantannę już zanim to było modne 😛 Nie muszę tu chyba wyjaśniać, co mam na myśli. Po prostu ze względu na chorobę sporą większość życia spędzam w domu. Oczywiście, nikt mi nie zakazał spacerów, wyjazdów ani też pracować w korporacji od 8 do 16, ale mimo to zdecydowałam się (pod presją tajemniczego towarzysza o nazwie SMA) na pracę zdalną, a każda aktywność poza domem jest tylko kroplą w morzu – w porównaniu do większości moich rówieśników. Nauczyłam się dzięki temu smakować życie we wszystkich jego odcieniach, doceniać zwykły spacer, rozmowę, kawę… Wzruszać się ludźmi, których dane mi było poznać – bo naprawdę mam szczęście do ludzi! – i ogromnie doceniam, gdy ktoś po ciężkim dniu ma jeszcze siłę zadzwonić czy napisać sms ze zwykłym „co słychać?”
Nie potrzebowałam do tego koronawirusa, ale jeśli Tobie dał on czas i przestrzeń do głębokich refleksji, to może to wariactwo miało jakiś sens? Czasem trzeba usiąść na dupie i przypomnieć sobie, że tego, co najistotniejsze w życiu nie da się kupić, zważyć, zmierzyć. Zatem możemy powiedzieć, że podczas kwarantanny jedziemy na jednym wózku 😉
Chcę tutaj mocno podkreślić, że nie piszę o tym po to, żeby się nad sobą rozczulać. Absolutnie! Zauważ, że kwarantanna to moment, gdy częściej zastanawiamy się nad ulotnością życia i przemijaniem. Tylko odpowiedz sobie szczerze… Boisz się wirusa czy przedwczesnej śmierci? A może dostrzegasz, że nie żyjesz tak jak chcesz, że wiele rzeczy robisz na półgwizdka? Co czujesz, gdy myślisz o śmierci? Strach? Zdziwienie? Lekki dyskomfort? A może robisz bilans zysków i strat, który nie wychodzi zadowalająco? Mnie się wydaje, że im bardziej człowiek boi się śmierci tym bardziej boi się życia i odkłada je na później. Nie bój się. Żyj.
Droga Pani.
Po raz kolejny dziękuję za motywujący wpis. Imponuje mi w jaki sposób radzi sobie Pani z kwarantanną, utrzymać Wróbla w jednym miejscu jest trudne i wbrew jego naturze.. więc szczerze dopinguję. Proszę pamiętać, że słońce jest cudowne, ale żeby zbyt mocno nie spiekło od czasu do czasu potrzebne są chmury i deszcz. Równowaga w przyrodzie i nie tylko musi być.
Moje uszanowanie.