Wiele prawdy jest w powiedzeniu „nie ma to jak w domu” albo „wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”, jednak trzeba bardzo uważać, by ten bezpieczny azyl nie stał się złotą klatką strefy komfortu, z której trudno wyjść zwłaszcza, gdy jest coś, co sprawia, że wstydzisz się wyjść.
„Jeśli ograniczymy swoją wolność, by uzyskać bezpieczeństwo – stracimy obie te rzeczy.”
– Benjamin Franklin –
W moim przypadku dom był zawsze schronieniem i miejscem, gdzie można być sobą, nieidealnym, ale bezwarunkowo kochanym. I tak sobie żyłam w tej skorupce mojego małego świata. Wygodnie. Bo przecież nie wychodząc, nie trzeba było się zderzać z problemami spojrzeń innych ludzi, z nieśmiałością, która aż dusiła krzycząc w środku. Nie trzeba było również przeżywać tych wszystkich trudów barier architektonicznych, więc … siedziałam w tym swoim „pancerzu”.
Powoli się gaśnie w takiej sytuacji, czuje szarpiące rozbieżności. Jedna część chce tak dalej żyć, bo jest łatwiej! Druga już nie jest w stanie tego znosić, chce uciekać przed siebie, byle daleko od tego miejsca, które dusi swoją „szczelnością”.
Oczywiście, uczęszczałam normalnie do szkoły, spotykałam się z koleżankami czy rodziną, ale wszystko to odbywało się w moich bezpiecznych granicach, aż do momentu, gdy dostałam propozycję samodzielnego wyjazdu na ponad tydzień w nieznane miejsce z nieznanymi ludźmi. To była dla mnie trudna decyzja.
Co wybrałam? Życie i to pełnią tego wszystkiego, co daje mi świat! Pojechałam, a ten wyjazd był zalążkiem moich zmian, kolejnych wypraw oraz świetnych znajomości, które trwają do dzisiaj. Fakt, że piszę dzisiaj o tym na blogu też jest pewnego rodzaju wyjściem z „pancerza”, ale… przez wiele warstw trzeba się jeszcze przebić, by stanąć z życiem twarzą w twarz i nie uciec…
Widzisz, wiele osób żyje w takim pancerzu i nie chodzi tu już tylko o bezpieczny dom, ale o bezpieczną pracę, której się nie lubi, ale trwa w niej dalej. Różne relacje, które są toksyczne, a mimo wszystko nie kończy się ich, bo „lepsza taka, jak żadna”. Czy łapanie się jak tonący brzytwy obojętniej jakiej osoby, byle kogoś mieć w swoim życiu, a tak naprawdę nie ma się z tym kimś nic wspólnego. Wszystkie półśrodki, substytuty, wszystkie chwile braku odwagi na zmianę, to właśnie te „pancerze” każdego z nas. Pytanie, czy chcemy z nich wyjść?
Tutaj nie ma jednego rozwiązania, złotego środka jako przepisu, ale wszystko zaczyna się od… pierwszego kroku! Podjęcia decyzji o zmianie, wprowadzenia jej w życie i realizowania! Krok po kroku, powoli i spokojnie, ale stanowczo! Bo tylko mając w życiu równowagę i balans we wszystkich jego sferach, możemy poczuć się w pełni wolni, silni i spełnieni!