Nie ma przypadkowych spotkań. Odkąd pamiętam, tak się jakoś przedziwnie składa w moim życiu, że nie ma w nim miejsca na przypadek, wszystko dzieje się po coś. To, kim i gdzie dziś jestem zawdzięczam wielu cudownym ludziom, których udało mi się spotkać. Jedni przychodzą i odchodzą, inni zostają na dłużej, ale każdy z nich zmienia mój świat. Każde imię to osobna historia smaków życia.
Dziś opowiem Ci o Człowieku, który stanął na mojej drodze w przełomowym dla mnie momencie. To był ostry zakręt życiowy, bez drogowskazów. Musiałam zdecydować czy szukam asystentki/opiekunki i zostaję we Wrocławiu czy kończę swoją przygodę z tym miastem i wracam do domu. Wtedy pojawiła się Nina.😊
Nasze spotkanie – oczekiwania, strach przed nieznanym i decyzje podyktowane intuicją – to temat na książkę 😛 Ale miałam wrażenie, żeby nie powiedzieć przekonanie, że Nina jest odpowiedzią na moje modlitwy, chociaż wtedy to ona nie bardzo „gawarić pa polski” 😉 i trudno było rozkminić dokąd nas ta współpraca zaprowadzi…
SMA narzuca mi swój scenariusz na życie, nie mogę samodzielnie żyć, każdą decyzję, każdy pomysł muszę konsultować ze swoją chorobą. W pojedynkę nie mam zbyt dużego pola manewru, ostatecznie to choroba jest górą. Ale kiedy masz obok kogoś takiego jak Nina to Twoje możliwości zaczynają się zmieniać na Twoją korzyść, pole manewru się poszerza. Nina otwiera wszystkie drzwi. Dosłownie i w przenośni.
Dla mnie zwykłe czynności są niezwykłe. Wielu rzeczy nie potrafię zrobić sama. Nina zaciera te różnice naturalnie i łagodnie. Bezpiecznie i pewnie prowadzi mnie przez codzienność, pozwalając rozwijać skrzydła i realizować się. Dla Niny nie ma rzeczy niemożliwych, na wszystko znajdzie sposób dostosowany do mnie.
Nina jest ze mną od podania szczoteczki do zębów do …wymieszania drinka. Znamy swoje wady i zalety, mamy do siebie zaufanie, dbamy o siebie nawzajem, szanujemy się. Brzmi jak przepis na szczęśliwy związek albo udane małżeństwo prosto z coachingowego poradnika. Nie! Nina wychodzi poza wszystkie podręcznikowe schematy. Jest prawdziwa we wszystkim co robi. Tutaj nie ma ściemy, odhaczenia kolejnego dnia pracy na zasadzie „robię swoje i spadam do domu”. Nina jest w domu, a ja jestem częścią jej rodziny. W tym momencie, w tym czasie, choć mam świadomość, że nie na zawsze, dlatego tak doceniam to, co tu i teraz.
Z Niną życie nabiera barw, o których zawsze marzyłam. Realizuję śmiałe plany, wyciskam z życia bardzo wiele, osiągając kolejne cele – stawiam nowe. Uśmiech Niny zaraża, uśmiechają się nie tylko jej oczy, ale cała jej dusza. Jej pozytywna energia dodaje smaku każdej czynności. Zawsze gotowa do pomocy i chętna realizować każdy najbardziej zwariowany pomysł. Tylko z Niną różowe włosy, wypad na Śnieżkę, czy spacer w chmurach – na niedostępnym dla wózków SkyBridge. Jednocześnie doskonale wyczuwa moje potrzeby związane z SMA. Mierzy moje siły na zamiary i pilnuje niesfornego wróbla, żeby nie (od)leciał za wysoko.
Kiedy patrzę na Ninę, siedzącą obok mnie na kanapie, szukającą serialu na Netflixie, który zaraz będziemy razem oglądać, jak poprawia mi poduszkę i z troską okrywa kocem, widzę nie opiekunkę, którą zatrudniam, ale przyjaciela. Mój osobisty Anioł podarowany przez życie.
Ps. I żeby nie było tak kolorowo, że Nina nie ma wad to Ci powiem: ma 😀
Nie gasi światła w łazience!