Ta myśl wracała do mnie jak bumerang. Toczyłam z nią nierównomierną walkę, bo z jednej strony chciałam uciec od emocjonalnego ekshibicjonizmu, który wiąże się z prowadzeniem bloga, a z drugiej strony wiedziałam, że jeśli coś nie daje mi spokoju, angażuje myśli, nie pozwala w nocy spać, jeśli coś tak „ciśnie” w sercu, że powoduje szybsze jego bicie to znaczy tylko jedno, mianowicie to znaczy, że cokolwiek by się stało trzeba się temu poddać i to zrobić.
Uświadomiłam sobie, że strach przed rozłożeniem skrzydeł nie chroni przed upadkiem. Nikt z nas nie jest w stanie przewidzieć biegu wydarzeń. Ale czy niepewność jutra jest powodem, aby zrezygnować z marzeń i poddać się bez walki? Można co prawda całe życie przejechać na zaciągniętym hamulcu ręcznym i dziwić się, że ciągle czujemy zapach spalenizny własnych zmarnowanych szans, ale ja postanowiłam zwolnić ten hamulec i wyruszyć w drogę.
Każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Ruszam zatem mając nadzieję, że będziesz mi towarzyszyć w tej wędrówce i razem będziemy odkrywać przeróżne smaki życia. Gdybyśmy nie posmakowali przeciwności, to nie docenilibyśmy pomyślności. To trochę tak jak z porami roku: gdyby nie było zimy to wiosna nie byłaby tak przyjemna. Nie obiecuję samych słodyczy – wręcz brzydzę się nadmiernym lukrowaniem – zatem na pewno podzielę się też odrobiną goryczy czy pikanterii 😉
Zasmakować życie to znaczy zrozumieć, że jest ono tylko chwilą i nauczyć się celebrować każdy moment. To wyrobić w sobie nawyk chwytania za to, co nowe, wybierania tego, co nieznane, żeby jutro nigdy nie było takie samo, jak wczoraj.
I wcale nie nie chodzi tu o to, by sobie zaplanować, jakich nowości spróbujemy. W tym wyzwaniu chodzi o nieprzewidywalność, o odrobinę szaleństwa i niespodziewane zwroty akcji w naszej codzienności, bo jak pisał George Bernard Shaw: Czymże jest życie, jeśli nie szeregiem natchnionych szaleństw? Trzeba tylko umieć je popełniać! A pierwszy warunek: nie pomijać żadnej sposobności, bo nie zdarzają się co dzień.
W nazwie bloga kryje się jeszcze jedna tajemnica. ZaSMAkuj. SMA (od ang. spinal muscular atrophy) to akronim rdzeniowego zaniku mięśni, którego istotą jest osłabienie i stopniowy zanik mięśni. Proces ten jest spowodowany obumieraniem neuronów ruchowych, które odpowiadają za pracę mięśni. W Polsce choroba ta występuje u jednej na sześć tysięcy osób i przytrafiła się także mnie. Nie czuję się przez to wyjątkowa 😉 Uwierzcie, że nie miałabym nic przeciwko, gdyby ta wyliczanka nie trafiła na mnie, ale skoro już tak wypadło to postanowiłam przyjąć to na klatę i żyć ze SMAkiem!
Choroba więc to nie tylko wyrok na całe życie, ale też powód do mobilizacji, żeby pokazać malkontentom, że mimo wszystkich trudności można z tym żyć. Czasem jest przekleństwem, a czasem błogosławieństwem. Nie pytam: dlaczego ja?! Pytam i szukam jak nie stracić każdego dnia?!
Codzienność niesie wiele wyzwań, z którymi trzeba się zmierzyć, ale najważniejsze w tym wszystkim jest podejście! Jedni widzą szklankę do połowy pustą, inni do połowy pełną – ja skupiam się na szklance. Czyli na życiu, które jest darem i to od nas zależy co z nim zrobimy. Nie ma sensu roztkliwiać się nad tym, czego nie mamy. Ważne, aby dostrzec to, co mamy i wykorzystać w 100 procentach! W myśl zasady, która jest moim mottem:
Kiedy życie daje Ci cytrynę, nie rób kwaśnej miny tylko wyciśnij z niej jak najwięcej i…zrób lemoniadę!
Zabieram się z Tobą 🙂
Pięknie piszesz jestem pełna podziwu i siły jaką masz w sobie oraz optymizmu bez granic 😉
Szacunek i czekam na kolejne wpisy <3